Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/48

Ta strona została przepisana.

się lekarstwo. Wyznaj mi wszystko. Razem oboje walczyć będziemy.
— Raz jeszcze, błagam pani, to moja tajemnica! odparł San-Rémo. Nie żądaj jej wyjaśnienia; zachowuję ją dla siebie.
— Wyjawił że byś ją swej matce?
— Jej? tak! jej tylko jednej!
Na te wyrazy Henryka zarzucając obie ręce w około szyi Andrzeja z rodzajem radosnego szału, i okrywając jego włosy i policzki pocałunkami wołała:
— A więc mów moje dziecię! Mów. Powiedz mi wszystko! Pozwól mi się ocalić. Jestem twą matką!

IV.

Nie była to chwila sposobna do serdecznych wynurzeń, do wyznań nieskończonych, i długich opowiadań przerywanych zapytaniami. Czas naglił, trzeba było iść prosto do celu.
Andrzej z sercem przepełnionem roskoszą, odpowiedział na uścisk macierzyński niemniej gorącym synowskim uściskiem, i wzruszony, do głębi, opowiedział szybko, w krótkości, całe swe życie, począwszy od dnia w którym gdy był małym chłopięciem, jakiś nieznajomy przybył po niego do owej wioski położonej nad brzegiem rzeki, jakiej zapomniał nazwiska, i zabrawszy go z sobą do Paryża, umieścił w Lyceum Ludwika Wielkiego.
Raz jeden tylko Henryka przerwała opowiadanie synowi, a to wtedy, gdy mówił o owej smutnej i ciężkiej chwili, w której miesięczna pensja sześciu tysięcy fran-