Ściśle wszelako spełnił przyrzeczenie.
Dostarczał codziennie wiadomość o małym Andrzeju, a w następnym tygodniu skoro Henryka odzyskała zupełnie zdrowie i siły, pojechał wraz z nią na wyspę Saint-Denis.
Żadne słowo nie jest w stanie określić radosnych uniesień matki na widok swojego syna, którego ujrzała w pełnem zdrowiu, doskonale się rozwijającego. Okrywała go tak gorącemi pocałunkami co chwila, że dziecko aż krzyczeć poczęło.
Za wdaniem się w tę sprawę Rozalji, lepiej znającej roskosze macierzyństwa, uspokojono malca nareszcie.
Jednocześnie z doznaną radością, w której panna d’Auberive zapominała prawie o przebytych utrapieniach, nasunęła się myśl, iż malca nadal w tem miejscu nie można pozostawić.
— Tak, niepodobna! mówiła sobie. Trzeba tak działać, ażeby nigdy w żadnym czasie, w żadnym wypadku, ów nędznik, bodący omem tego dziecka, nie odnalazł jego śladów.
Co zrobić, ażeby team dokonać?
Sariol posiadał teraz jej ufność zupełną, wtajemniczyła go więc w ów nowy swój zamiar.
— Nic łatwiejszego, odpowiedział. Rozalja wraz z mężem nie potrzebują koniecznie zamieszkiwać na wyspie Saint-Denis. Wszędzie, gdziekołwiekbądź im się zdarzy zarabiać uczciwą praca, na życie, dobrze im będzie. Udziel im pani środków na zagospodarowanie się gdzieindziej a odjada pod pozorem, że otrzymali gdzieś w innych stronach sukcesję, i nikt, z wyjątkiem nas dwojga,
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/64
Ta strona została przepisana.