nie będzie wiedział co się z niemi stało.
— Dam im pieniędzy ile będzie trzeba.
— Wszystko pójdzie jak najgładziej. Jeżeli pani zechcesz, mogę z nimi natychmiast o tem pomówić?
— Owszem, proszę o to, odpowiedziała panna d’Auberive.
— A może pani wskażesz miejscowość, w której życzysz sobie, ażeby zamieszkali?
Henryka wskazała wioskę położoną w pobliżu Orleanu, po nad brzegiem Loary, w niewielkiej odległości od zamku hrabiny de Nancey.
W kilka minut później, Sariol ugodził się z rybakami. Suma pięć tysięcy franków miała im być wypłaconą, i on sam nazajutrz miał jechać do tej wioski i zając się odszukaniem dla nich mieszkania.
Panna d’Auberive, mimo, że jeszcze naówczas małoletnia, a tem samem, nie mogąca rozporządzać majątkiem bez upoważnienia naznaczonego opiekuna, miała jednak wiele pieniędzy w swem ręku, a to skutkiem następnej okoliczności.
W dniu pierwszego widzenia się Henryki z Sariolem, Józef, wierny sługa oddał jej klucze od różnych mebli, znajdujących się w sypialni pana d’Auberive, z pomiędzy których w szufladzie od biurka znalazła kilkanaście paczek biletów bankowych, i kilka rulonów złota, przedstawiających razem znaczną sumę pieniędzy, jaką starzec zamierzał umieścić gdzieś bezwątpienia.
Suma ta dochodziła do trzystu tysięcy franków.
Henryka wiedząc, że to wszystko do niej tylko należy, i wiedząc również, że niezadługo na edukację
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/65
Ta strona została przepisana.