dóbr tytułem markiza, dała mu na to kupno siedmdziesiąt pięć tysięcy franków, a oddzielne informacje w tym względzie wydala notarjuszowi, który miał odtąd z nim się porozumiewać.
Rozporządzenia te znamy z wynikłych rezultatów.
Sariol miał wielką chętkę przywłaszczenia sobie tych pieniędzy, rozważył jednak, że postąpiwszy w ten sposób zabiłby odrazo kurę, niosącą mu złote jaja, a obok tego i panna d’Auberive wkrótce by się dowiedziała, że żadne z jej rozporządzeń spełnionem nie zostało. Lepiej więc mu było na przyszłość sobie zachować sumę, którą później mógł ukraść.
Jakoż nadszedł dzień, gdzie ów łotr nie mogąc się oprzeć pokusie, nie oddal przeznaczonych pieniędzy notarjuszowi, i Andrzej San-Rémo przestał odbierać miesięczną swą pensję, o czem wcale nie wiedziała panna d’Auberive.
Nagle, bez żadnych widocznych powodów, zmieniły się postanowienia Henryki. Rozważyła, że opuszczając tak swojego syna, pozbawiając go czułości macierzyńskiej, do jakiej miał prawo, popełnia błąd wielki, zarówno może ważny, jak wina przez nią spełniona przed dwudziestu dwoma laty.
Miłość macierzyńska wraz z tęsknotą do dziecka, wybuchnąwszy w całej sile, opanowała jej duszę. Opuściwszy więc klasztor, wróciła do Paryża, i zamieszkała w pałacu.
Napisała list, jaki przedstawiliśmy czytelnikom, po otrzymaniu którego Andrzej pospieszył na ulicę Ville-l’Echiquier. Byliśmy obecni przy pierwszem spotkaniu
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/68
Ta strona została przepisana.