Ogromne zamieszanie panowało tak po za kurtyną, jak i na sali. Otoczono ze wszech stron Dinę, nie dającą znaku życia.
— Proszę, ażeby wszyscy odeszli ztąd, rzekł doktór. Wszak powinniście zrozumieć, że to dziewczę potrzebuje powietrza. Dusicie ją, cisnąc się tak w około niej.
Na tę chwilę wszedł właśnie Oktawiusz.
Upadł na kolana przy bezwładnem ciele Diny, i łkał głośno, wymawiając urywane zdania, a podniósłszy głowę swej młodej przyjaciółki, wsparł ją na swoich piersiach, przemawiając do niej tkliwie, jak gdyby dziewczę słyszeć go mogło.
— Trzeba przenieść chorą do „foyer“ rzekł doktór, tam lepiej niż tu, będę mógł udzielić jej pierwszej pomocy.
Na te wyrazy zerwał się Oktawiusz.
— Ja ją przeniosę, zawołał, sam ją przeniosę. Zobowiązuję się to jak najtroskliwiej uczynić.
— Dobrze, ale nie sam, rzekł lekarz. Z uwagi na obecny stan tego dziewczęcia, trzeba ażeby w przeniesieniu jej ktoś dopomógł. Schody są ciasne i strome. Dwóch ludzi nie będzie za wiele do starannego przeniesienia tego dość lekkiego ciężaru.
Reżyser pospieszył z pomocą, i za chwilę później położono Dinę na jednej z ławek w foyer.
— Lecz ona nie umarła, doktorze? wyjąknął drżącym głosem Oktawiusz. zwracając się ku lekarzowi. Na imię nieba, powiedz pan ze me umarła!
— Żyje, bo serce jej uderza.
— Nie grozi jej niebezpieczeństwo?
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/8
Ta strona została przepisana.