odgadywać! Pragnę ażebyś dobrowolnie, szlachetnie, otworzyła mi swą duszę, jak ja otwarłem ci moją. Dla twego ocalenia me dziecię, wystarczyłoby może nieco ufności z twej strony. Miej tę ufność we mnie, miej ukochana!
Herminia siedziała jak niema. Czuła jak gdyby ręka żelazna ściskała jej gardło. Serce jej w piersiach gwałtownie uderzało.
— Wciąż to milczenie! mówił pan de Grandlieu. Na imię nieba, mów proszę! Pomnij że jestem starcem, że nosisz moje nazwisko. Moje posiwiałe włosy, mój tytuł małżonka, nadawałoby mi podwójne prawo wybadania cię, i żądania odpowiedzi. Nie chcę wszelako uciekać się do tego prawa. Zapomnij o niem Herminio, ale miej na pamięci, że odwołuję się do tego zaufania, jakie niegdyś pokładałaś we mnie. Tajemnica bywa nieraz bardzo ciężką do podźwignięcia. Tak ciężką, że druzgocze nas niejednokrotnie swoim ciężarem! Lżej nam jest, gdy przelejemy ją w łono przyjaciela. A któż na świecie mógłby być lepszym przyjacielem nademnie? Odwagi więc drogie dziecię, odwagi! Błagam i oczekuję! Ulga i pociecha odemnie tylko mogą spłynąć w twą duszę. Masz jakiś ciężki smutek, który cię dręczy, uciska, coś co ci się zdaje być wyrzutami sumienia, tobie tak mało znającej to życie! A więc powierz mi ów smutek; wyspowiadaj się zeń przedemną. Czyż się mnie obawiasz? Pomnij, że nim zostałaś wicehrabiną de Grandlieu, byłaś wprzód mą córką, że jesteś nią jeszcze, i będziesz! Uważam cię za córkę. Przemawiam jak do córki. Nie opieraj się dłużej. Mów moje dziecię. Mów,
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/87
Ta strona została przepisana.