brutalne nie doprowadzą tu do niczego. Nie powtórzę ich właścicielowi listów, upewniam! Jeżeli propozycja wykupienia ich nie podoba się panu, rzecz ta może nie przyjść do skutku. Nie zmuszamy tu nikogo. Właściciel opublikuje te listy i rzecz skończona. Kupuje je więc pan wicehrabia, czy nie kupuje?
Pan de Grandlieu milczał.
Zimmermann wziął to milczenie za odmowę.
— Przepraszam żem się ośmielił ambarasować pana wicehrabiego, wyszepnął. I ukłoniwszy się szedł ku drzwiom.
Pan de Grandlieu ocknął się nagle.
— Kupuję te listy, rzekł.
— Dobrze, odpowiedział Zimmermann, powracając. Byłem pewien, że w ten sposób zakończy się sprawa.
— Ileż pan żądasz za te listy?
— Milion.
Wicehrabia drgnął zdumiony.
— Wiem że to sumka okrągła, odrzekł bandyta. Zwracałem na to uwagę temu uprzejmemu człowiekowi bez majątku. Odrzekł mi nader loicznie, że skoro mu się zdarza sposobność zapewnienia sobie przyszłości, byłoby szaleństwem nie korzystać z tego, tem więcej, gdy pan wicehrabia będąc olbrzymio bogatym, może bez uczynienia sobie uszczerbku poświęcić milion, aby ocalić honor własnego nazwiska. Świat bowiem w swem głupiem zapatrywaniu, zwykł honor mężowski stosować do postępowania żony. Nie ma co więc się targować panie wicehrabio. Jest to oznaczona niezmiennie cena.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/94
Ta strona została przepisana.