Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1000

Ta strona została przepisana.

pytać mnie zapewne, co tu słychać nowego? Otóż ci powiem, iż nasz lokator zapłacił.
— Wiem o tem... — odrzekł mniemany Cordier.
— A! pan wiedziałeś...
— Ja to dałem Piotrowi Béraud kwotę pieniędzy, jąkaci dłużnym pozostawał, a za który to dług prosiłem panią, byś mu zagroziła eksmisyą z mieszkania. To panią dziwi? — dodał irlandczyk, widząc osłupienie właścicielki.
— Dziwi mnie to... — odpowiedziała — ponieważ pan przyszedłeś natenczas, mówiąc do mnie:
„Policya, do której należę, powiadomioną została, że pani masz pomiędzy swymi lokatorami pewnego łotra, nicponia, który uchodzi za uczciwego chłowieka, a mimo to należał do kradzieży. Możesz nam pani dopomódz w śledztwie, czyli się nie mylimy? Ów człowiek nazywa się Piotr Béraud. Jestże on pani coś dłużnym za mieszkanie i żywność?“
— Odpowiedziałam panu natenczas, że pozostał mi winien za dwa tygodnie mieszkania wraz z żywieniem, na co odrzekłeś mi pan:
„Przynaglaj go pani, aby zapłacił... Jeśli zapłaci, będzie to znakiem, iż ma pieniądze z kradzieży.“
— Rzecz prosta, przynaglałam go, zapłacił, a teraz powiadasz mi pan, iż to ty jemu dostarczyłeś pieniędzy! Nie! doprawdy, ja nic z tego nie rozumiem.
— Bo nie potrzebujesz pani rozumieć... — odrzekł, śmiejąc się, Will Scott. — Przychodzę właśnie prosić panią obecnie, byś otworzyła u siebie szeroki kredyt Piotrowi Béraud... nic mu pani nie odmawiaj... staraj się go nawet popychać do wydatków.
— Nie wiem, czy panu wiadomo, że ten stary jest sławnym łykaczem. Wysusza kieliszki bez liczby jeden po drugim.
— Tem lepiej. W pijaństwie człowiek staje się gadatliwymi i prawda natenczas wybiega z ust jego. Dozwól mu pani pić i słuchaj, co powie.