Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1008

Ta strona została przepisana.

do izby na parterze, w której zauważył przedtem stosy poskładanych drzwi, okien i różnych szczątków z rozebranych domów.
Zwolna posuwał się pośród ciemności, idąc z natężoną uwagą, aby nie potknąć się o jaki przedmiot.
Chrypliwy głos sparaliżowanej dobiegał bezprzestannie, powtarzając:
— Kapusta... marchew... piękna cebula... kupujcie panie, panowie!
Irlandczyk usiadł na belce, a postawiwszy obok siebie butelkę z petroleum, czekał.
Oczekiwanie to długo trwało.
Północ uderzyła na wieżowym zegarze kościoła świętego Ambrożego, następnie w pół do pierwszej i pierwsza nad ranem.
Wielkie milczenie nocy coraz głębszem się stawało. Wdowa Ferron musiała zapewne do reszty wypróżnić butelkę, ponieważ nic nie mówiła już teraz, a ciężki jej oddech zamienił się w głuche chrapanie.
Zegar wydzwonił w pół do drugiej i drugą, nareszcie.
Scott zapalił zapałkę, która zabłysła na jedno mgnienie oka, ta jednak krótka chwila wystarczyła mu na rozpatrzenie się w sytuacyi.
Po prawej stronie przy ścianie znajdowała się kupa gruzów, rzucona na belki spróchniałe.
Odkorkowawszy butelkę, wylał na to suche drzewo i wióry znajdujące się we flaszce petroleum, poczem, zapaliwszy drugą zapałkę, rzucił ją na leżące wokoło wióry, a wybiegłszy coprędzej z budynku, zwrócił się ku drewnianemu ogrodzeniu, tworzącemu czworokąt od strony cmentarza Père-Lachaise, przeskoczył je z giętkością klowna i biegł co sił, nie oglądając się po za siebie, dopóki nie dosięgnął spadzistej ulicy, okrążającej cmentarz wokoło.
Wkrótce znalazł się na wyniosłości, zkąd wzrokiem mógł