Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1012

Ta strona została przepisana.
XXX.

Panna Verrière z głębokiem wzruszeniem wysłuchała słów tego listu.
— Ależ to najwyższe światło, jakie oświecić nam mogło przeszłość tego człowieka — zawołała, gdy zakonnica ukończyła czytanie. — Jeżeli ta fotografia przedstawia Arnolda Desvignes z Blévé, ton drugi w takim razie, który nam się przedstawił pod tem imieniem i nazwiskiem, jest oszustem, fałszerzem, mordercą, być może, bo kto wie, czy on nie zabił człowieka, którego osobistość sobie przywłaszczył, w celu ukrycia zapewne innych swych zbrodni.
Siostra Marya mocno pobladła.
— Masz słuszność... — odpowiedziała. — Tajemnica rozjaśnia się wyraźnie. Ale co począć teraz?
— Co począć... ty pytasz jeszcze? Potrzeba oskarżyć jaknajprędzej przed ojcem tego nikczemnika, którego on napewno oszukuje. Trzeba go jaknajśpieszniej zdemaskować!...
To mówiąc, Aniela upuściła fotografię na kolana.
Podniósłszy ją, zakonnica bacznie rozglądać się w niej zaczęła, a przewróciwszy ją na odwrotną stronę, dostrzegła pismo odfotografowane.
— Jego pismo! — zawołała ze drżeniem. Tak... i podpis... Patrz! dedykacya dla matki.
Panna Verrière pilnie się rozpatrywała.
— To dziwne! — ozwała się nagle siostra Marya.
— Cóż takiego?
— Zdaje mi się, że w tem piśmie poznaję jakoby rękę wspólnka twojego ojca...
— To niepodobna! — zawołała Aniela — a gdyby nawet tak było, ów fakt nie dowodziłby jeszcze niczego. Każdy oszust posiada zdolność do naśladowania cudzych charakterów, a szczególniej tych, których chce sobie przywłaszczyć nazwisko. Zresztą, ileż pism znajdujemy podobnych do siebie?