Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1015

Ta strona została przepisana.

Przeczytawszy ostatnie wyrazy, Arnold wyrzucił straszne przekleństwo.
— Czworonożne zwierzę!... głupiec... bydlę skończone! — wołał, zerwawszy się z krzesła. — W jakiż ja sposób mogę przeszkodzić, by ów list nie dostał się w ręce tej przeklętej zakonnicy.
Przez kilka minut przechadzał się wzburzony wzdłuż i wszerz gabinetu, poczem zadumał się i twarz jego rozpogodziła się nagle.
— Trzeba się przygotować na wszystko... — wyszepnął. — Jestem powiadomiony o niebezpieczeństwie, „a człowiek strzeżony wart tyle, co dwóch?“ — mówi przysłowie. Przedewszystkiem spalmy ten list.
Załatwiwszy się z tem, pojechał na ulicę Le Pelletier, gdzie Verrière przedstawił mu tylko co odebraną kopertę z żałobną obwódką.
Arnold odsunął ją, mówiąc:
— Wiem o tem... jest to wiadomość o śmierci hrabiny de Nervey.
— Któż ci o tem doniósł tak prędko? — zapytał bankier.
— Nikt... nie spotkałem nikogo... Nikt mnie o tem nie powiadamiał... Sam przewidywałem tę śmierć.
Zimny dreszcz wstrząsnął Verrièrem. Opuścił głowę w milczeniu.
— Ubyło więc dwoje... — rzekł Arnold drżącym zlekka głosem, poczem zasiadł przy swojem biurku.
Obaj ci, godni siebie wspólnicy, pracowali do jedenastej godziny, nic nie mówiąc do siebie, poczem udali się do restauracyi na śniadanie.
Skoro zasiedli przy stole, Verrière przemówił:
— Ze śmiercią hrabiny trzeba nam będzie zdać rachunek z pieniędzy, złożonych przez nią w naszym banku.
— Ma się rozumieć.
— A więc?