Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1017

Ta strona została przepisana.

— Dowiesz się, czy pan Paweł Béraud jest w biurze — rzekł Arnold do niego — a jeśli jest, proś go, aby natychmiast tu przyszedł.
Za chwilę służący wprowadził Pawła do gabinetu, który sądząc, iż otrzyma przeznaczenie do służby zewnętrznej, jak się tego spodziewał, wszedł z rozpogodzoną twarzą i zbliżył się uśmiechnięty ku Juliuszowi Verrière.
— Ja to prosiłem, abyś pan przyszedł, panie Béraud — rzekł Designes głosem tak oschłym, że uśmiech znikł nagle z ust przybyłego. — Przedemną to pan będziesz zmuszonym się wytłumaczyć!...
Béraud zwrócił się niespokojny ku wspólnikowi swego kuzyna.

XXXI.

— Doręczono mi cztery areszta na pańską pensyę... — zaczął Desvignes.
— Cztery areszta? — powtórzył Paweł z osłupieniem, nieprzygotowany był bowiem do ciosu, jaki weń uderzył.
— Tak... ogół tych sum dosięga cyfry tysiąca dziewięciuset franków.
— Ależ żadna z tych sum nie była natychmiastowo wymagalną, zapatrując się według sądowych reguł... — ozwał się Paweł nieśmiało.
— To nas nie obchodzi... Lecz co nas właśnie obchodzi, to, że nie chcemy utrzymywać specyalnej rachunkowości długów naszych pracowników. Przyjmujemy do siebie urzędników, rządzących się skrupulatnie, uczciwie, których nie ścigają za długi ich dostawcy.
— Wszak to jest rzecz czysto prywatna... — wyjąknął Béraud.
— Otóż właśnie my chcemy, ażeby życie prywatne naszych pracowników było bez skazy... — ozwał się Verrière.