Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1020

Ta strona została przepisana.

niemu zwróciły. Szukali oni w rysach jego twarzy jakiegoś podobieństwa do fotografii nadesłanej z Cherbourga. Obie kuzynki nic nie odnalazły. Jeden tylko proboszcz usiłował wmówić w siebie z dobrą wiarą, że istnieje jakaś łączność rysów między Arnoldem a portretem przez Misticota nadesłanym.
Desvignes odgadł ów egzamin, na jaki był wystawionym.
— Otrzymały fotografię... — pomyślał i wtajemniczyły księdza w tę sprawę. Niebezpieczeństwo istnieje... Lecz w jakiej formie przedstawi się ono?
Oznajmiono, iż obiad gotowy.
Aniela wraz z siostrą Maryą zdawały się być wesołemi, wszakże była to owa wesołość przymuszona, pod którą zwykle plan się jakiś ukrywa.
Pokilkakrotnie poczynały same z Arnoldem rozmowę, co mi się nigdy dnotąd nie zdarzało.
— Gładkie łapeczki... ukryte w szponach wilka — pomyślał Desvignes. — Miejmy się na ostrożności.
Po obiedzie przeszli wszyscy do salonu, a ztamtąd do zimowego ogrodu, zasiadłszy na ławkach trzcinowych, wśród krzewów i kwiatów.
Mały stoliczek, również z trzciny spleciony, stał w pośrodku, a na nim leżały albumy z fotografiami, kilka książek i dzienników.
Desvignes zebrał całą swą uwagę. Za jednym rzutem oka stwierdził, iż wspomniane album po raz pierwszy znalazło się na tem miejscu.
Aniela sama nalewała kawę i rozdawała takową ku wielkiemu zdziwieniu Verrièra, niepojmującego tak nagłej zmiany w całem zachowaniu się córki.
— Ojcze... — wyrzekła, przerywając milczenie — mieliśmy dziś wizytę pana Perrin z Emeranville, wraz z jego córką, Natalią. Przykro im było, iż ciebie w domu nie zastali i przyrzekli, iż przybędą do nas w niedzielę.
— Dlaczegóż nie zatrzymałaś ich na obiad?