Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1026

Ta strona została skorygowana.

Siostra Marya, zostawszy samą, wybuchnęła płaczem.
— Spotwarzyłam więc niewinnego człowieka... — powtarzała z rozpaczą. — Lecz nie... to niepodobna! — dodała po chwili. — Jeżeli Misticot przysłał mi tę fotografię, to dlatego, iż był pewien, że ona nie jest portretem wspólnika mojego wuja. Ten chłopiec mylić się nie może. Pojechał do Anglii... niech Bóg osłania go świętą opieką. Tam on odnajdzie prawdę... Ztamtąd nam światło zabłyśnie!
I, złączywszy się z rozpaczającą Anielą, usiłowała ją pocieszyć, umocnić, czego jednak dokazać nie zdołała.
Panna Verrière, po zniknięciu ostatniej nadziei, jaką pokładała w tej fotografii, i po tryumfie, zmienionym w porażkę, myślała teraz jedynie o opuszczeniu swojego ojca i schronieniu się do klasztoru, jako jedynym środku, który jej pozostawał dla ocalenia się przed postanowionem, a tak dla niej wstrętnem małżeństwem.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Z wyniosłych i skalistych wybrzeży Plymouth zabrzmiały silne wystrzały w chwili, gdy Misticot, wyskoczywszy z czółna, nie odpowiedział na hasło, którego nie rozumiał.
Straszny krzyk rozległ się po owym huku i znów zabrzmiały nowe wystrzały, wymierzone w szybko oddalające się czółno, poczem zaległo głębokie milczenie.
Pięciu angielskich celników, uzbrojonych od stóp do głowy, nasłuchiwało szumu wioseł, poruszających fale na pełnem morzu.
— Uciekli nam! — rzekł jeden po chwili.
— Nie wszyscy... — odpowiedział podoficer. — Pozostał jeden, któremu daliśmy zakosztować, jak smakuje chleb kontrabandy. Słyszałem jego krzyk i widziałem jak upadł. Zapal latarnię!...