Ugodzili się oba z łatwością i mniemany ów anglik zaprowadził do willi ogrodnika, by mu tam wskazać robotę i oddać klucze.
Ogrodnik oświadczył, iż przy pomocy kilku robotników w trzech dniach usunie zarastające aleje zielska i trawy, a w to miejsce urządzi klomby kwiatowe.
Desvignes, pozostawiwszy mu wolną wolę w tym względzie, dał pieniądze na pierwsze koszta roboty, a razem i na zapłacenie podatków w imieniu właściciela willi, Wiliama Scott.
Rozmawiając, mniemany ów anglik zaprowadził ogrodnika nad głęboki rów, a raczej jaskinię, gdzie pogrzebanym był trup Edmunda Béraud, i przekonał się z zadowoleniem, iż najmniejszy ślad nie mógł zdradzić popełnionej zbrodni.
Wróciwszy do Paryża, przywdział swe zwykłe ubranie i udał się do bankowego biura na ulicę Le Pelletier.
— Otóż w Saint-Maur, w alei de l’Echo — powtarzał zcicha, rozegra się ostatni akt tak pomysłowo przezemnie ułożonego dramatu.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Z chwilą otrzymania upoważnienia od mniemanego filantropa Cordier, właścicielka Willi Gałganiarzów otworzyła szeroki kredyt staremu Piotrowi Béraud, który, jak można się było tego spodziewać, mało pracował, a pił wiele.
Nie widział on swojego „dobroczyńcy“, owego Cordier, od chwili pogrzebu wdowy Ferron, żywcem spalonej, pamiętając wszelako o objawionem przezeń życzeniu co do wyszukania Joanny Desourdy, udał się za wyśledzeniem jej mieszkania w okręgach, sąsiadujących z ulicą Sekwany, na której ta biedna kobieta poprzednio zamieszkiwała z nikczemnym swym towarzyszem, Pawłem Béraud.
Prowadząc owe poszukiwania i zbierając objaśnienia, gałganiarz nie zaniedbywał wstępować do składów wódek