Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1042

Ta strona została przepisana.

dobnemi głupstwami? Dobrze jej tam, gdzie jest... Niechaj tam siedzi.
— A Paweł Béraud?
— Na bruku, jak ja... bez chleba.
— Co ty powiadasz... czy podobna?
— Tak jest.. Wuj Verrière pod pozorem, że Pawłowi pokładziono na pensyi areszta, usunął go z biura.
— Cóż on teraz robi?
— Co? szuka i nic nie znajduje.
— Wciąż mieszka w hotelu Prowincyonalnym?
— Wciąż wraz zemną.
— Przychodzi tu?
— Niekiedy. A cóż z tobą się dzieje? Otrzymałeś jakie pieniądze? — pytał Loiseau.
— E! gdzie tam... przeciwnie, wydać je musiałem obrońcom i adwokatom. Proces mi wytoczono o podział tym głupim spadkiem. Wycieńczyło mnie to zupełnie z pieniędzy.
— Wasz zamiar zapewne co przedsięwziąć?
— Być może... coś takiego, coby nam przyniosło grosza niemało... Do tego jednak potrzebaby było trzech silnych chłopców... przyjaciół...
— Na mnie liczyć przecież możesz w każdym razie.
— Tak... ale to niedostateczne. Mówię ci, że trzech potrzeba.
— A Paweł?
— Ha! może to byłoby i dobrze... Pomówimy, gdy projekt dojrzeje.
Loiseau spojrzał na zegar.
— Co ty patrzysz? — zapytał Scott.
— Patrzę, która godzina.
— Dlaczego?
— Mam oznaczoną schadzkę, o w pół do dwunastej na wyspie św. Ludwika. Kazano mi przyjść, by mi powiedzieć o pewnem zajęciu, o które się miano dla mnie wystarać. Nie