— Udaj się pan do nadzorcy, pod pierwszemi filarami z lewej.
Will Scott poszedł za daną sobie wskazówką, pytając:
— Pani Wiktoryna Loiseau, z domu Béraud, na której sali ją pomieszczono?
— Na sali św. Klary, numer łóżka 22 — odrzekł dozorca, spojrzawszy w regestrową księgę.
Jedna z infirmerek zaprowadziła go do sali, w której znajdowała się Wiktoryna.
Pomimo przewiezienia do szpitala, stan jej zdrowia nie polepszył się wcale. Gorączka mózgowa odbywała swój przebieg z licznemi kombinacyami. Wróciła biednej kobiecie przytomność, pojawiły się wspomnienia, co znacznie pogorszało chorobę.
Głębokie moralne cierpienie niepokoiło lekarzów. Bezustannie bowiem Wiktoryna powtarzała, iż śmierć byłaby stokroć lepszą dla niej, niż życie, w jakiem pozostawała.
Czegóż bowiem mogła spodziewać się dla siebie na święcie, gdyby doń wróciła?
Oczekiwały ją praca bez pociechy, opuszczenie i nędza. Według niej wszyscy mężczyźni byli najnikczemniejszymi istotami.
Paweł Béraud, pierwsza przyczyna jej nieszczęścia, porzucił Joannę Desourdy wraz z córką, jak Eugeniusz Loiseau ją porzucił.
Nie pytał się nawet, co się z nią stało, nie dowiadywał się, czy umarła lub żyje!
Jakiej że siły ducha było potrzeba, aby się oprzeć tym myślom rozpaczliwym, do których łączyła się przerażająca idea o śmierci na łożu szpitalnem, bez ręki przyjaznej, któraby jej oczy zamknęła.
A jednak, mimo tylu cierpień fizycznych i moralnych, Wiktoryna zachowała swą piękność, tę piękność, która jej sprowadziła występną miłość Pawła Béraud.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1044
Ta strona została przepisana.