Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1047

Ta strona została przepisana.

stwie, nie pracuje wcale; a gdy mu było potrzeba pieniędzy na te wydatki, sprzedał całe wasze umeblowanie.
Wiktoryna zerwała się gwałtownie na łóżku.
— Sprzedał umeblowanie? — powtórzyła.
— Ha! nie masz mu co tego wyrzucać, ponieważ ty pierwszy przykład mu dałeś.
Béraud nie wiedział, iż Wiktoryna jest o tem powiadomioną, cofnął się przeto zdumiony.
Chora mówiła dalej:
Opuściłeś Joannę i swoją córkę, jak on mnie opuścił... Sprzedałeś wszystko, tak jak on sprzedał!
Tu padła na poduszki, wybuchnąwszy płaczem.
Paweł ujął jej rękę. Daremnie Wiktoryna wydobyć ją chciała, zatrzymał ją siłą.
— A więc tak... — rzekł drżącym głosem — zawiniłem... lecz czyż mogło być inaczej? Kochałem cię... uwielbiałem, jak dziś kocham cię jeszcze i wielbię! Dla ciebie porzuciłem Joannę, ażeby jej obraz nie stawał bezustannie pomiędzy mną a tobą. Oto moje usprawiedliwienie. Wszyscy, którzy kochają, zrozumieją mnie, jestem tego pewny.
— Nie jest to żadnem usprawiedliwieniem, ponieważ wiedziałeś, że ja nie jestem wolną — odpowiedziała Wiktoryna.
— Jesteś nią teraz, ponieważ twój mąż wrócił ci wolność, oddaliwszy się od ciebie, burząc domowe ognisko. Mnie nic nie przykuwało do Joanny, a moja miłość dla ciebie opuścić mi ją nakazywała. Ach! Wiktoryno... moją krew, me życie, wszystko gotów jestem oddać dla ciebie. Powiedz, że kochać mnie będziesz!...
— Nie... nie! ja ciebie nienawidzę... brzydzę się tobą... Odejdź! Patrzeć na ciebie nie mogę!
— Nie pozwolisz mi więc pomówić z sobą? Wypędzasz mnie?
— Potrzebuję spoczynku... Mój umysł jest bardzo osłabionym. Nuży mnie słuchanie ciebie... zabija.