Tu właściciel zakładu wskazał ręką wejście do salonu.
Wyszli wszyscy trzej razem.
— Mówmy po angielsku — rzekł zcicha Arnold — trzeba się mieć na ostrożności.
— Yes, my dear... — odpowiedzieli razem Scott z Trilbym.
Siedli do stołu, zapełnionego omszałemi butelkami. Przez cały ciąg uczty mówili o rzeczach zupełnie obojętnych. Nakoniec podano kawę, likiery i cygara.
Tak Właściciel restauracyi, jak i służąca, nie potrzebowali wchodzić już teraz, chyba gdyby ich zawezwano.
Skoro drzwi zostały zamknięte wszczęła się pomiędzy trojgiem gości następująca rozmowa w angielskim języku:
— Znasz powód, jaki nas tutaj sprowadza? — zapytał Arnold Trilbego.
— Wiem, że nas potrzebujesz... — reszta mnie nie obchodzi — ten odrzekł. — Twoje przybycie do Paryża wydobędzie nas z ciężkiej nędzy, w jakiej oddawna pozostajemy. Will mi powiedział, że przeznaczasz dla każdego z nas po dziesięć tysięcy franków. Jest to majątek... Zysk zresztą w tej sprawie gra podrzędną rolę... Pamiętamy o długu wdzięczności, jaki ci mamy do spłacenia za to, coś kiedyś dla nas uczynił, będziemy ci przeto posłusznymi na śmierć i życie. Will przyrzekł ci to w mojem imieniu... Potwierdzam jego obietnicę, jak on potwierdziłby moją... Cóż więc nam czynić rozkażesz?
— Będziecie gotowymi każdej chwili przez osiem dni na moje skinienie.
— Mamyż opuścić miejsca, jakie zajmujemy w cyrku Fernando?
— Tak... wynajdźcie jaki pozór i otrzymajcie uwolnienie. Nie wiedząc dnia, ani godziny, o jakiej mi was zawezwać wypadnie, wolnymi być musicie.
— Drobnostka... jutro się uwolnimy... Cóż dalej?
— Trzeba, ażebyście się postarali o nabycie zamkniętego powozu, mogącego pomieścić cztery osoby...
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/105
Ta strona została skorygowana.