Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1056

Ta strona została przepisana.

— Najchętniej zadość uczynię twemu żądaniu, jeżeli to będzie w mej mocy — odparł irlandczyk. — Powiesz mi, o co chodzi, wszakże przedtem wypić nam ceś wypada.
Przyniesiono trzy kieliszki absyntu.
— Jakże... znalazłeś robotę? — pytał Paweł introligatora.
— Chodziłem... starałem się...
— I cóż?
— Nigdzie nic znaleźć nie mogę... Odprawiają mnie, śpiewając jedną piosenkę.
— To źle... ponieważ chciałem ci o czemś przypomnieć.
— O czem takiem?
— O dwustu frankach... ty wiesz? Trafia mi się zajęcie, a dla uniknienia podobnego skandalu, jaki mnie spotkał u Verrièra, musiałem podawać zaliczki mym wierzycielom, aby choć przez czas jakiś cicho siedzieli. Pojmujesz więc dobrze.
— Jakto... — wyjąknął zmieszany Loiseau — potrzeba ci więc tych dwustu franków teraz, odrazu?
— Na raz, w całości, niekoniecznie... Radbym je wszakże odebrać w jak najkrótszym czasie. Sprzedałeś swe całe umeblowanie, musiało ci więc coś pozostać z tych pieniędzy... Znasz przecież stare przysłowie: „Zbogaca się, kto płaci swe długi.“
— To dobrze... — mruknął z gniewem introligator; — będę się starał wypłacić ci twoją należność, mógłbyś był jednak zaczekać z upomnieniem, dopóki nie znajdę roboty.
— Czyż moja wina, że zaskoczyło mnie tak kłopotliwe położenie? Weź na rozwagę... Czyliż masz się o co gniewać?
— Jakto... myślicie się wiec różnić o taką drobnostkę? — wtrącił Will Scott.
— Ja się nie gniewam... bynajmniej... — rzekł Loiseau, powstając. — Mimo jednakże, iż oddam ci te dwieście franków, to cię nie ocali. Dobrze, iż wiem teraz, co mam sądzić o tobie. Pójdę do hotelu i przyniosę ci twoje pieniądze.
— Oddasz mi je jutro... Na co masz chodzić po nie natychmiast? — ozwał się Béraud.