Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

— Rzecz to najłatwiejsza.
— Ów powóz wraz z zaprzężonym do niego koniem nie powinien zawierać w sobie nic charakterystycznego, nic, coby mogło dostarczyć jakich wskazówek, gdyby go kiedyś starano się odnaleźć.
— Dobrze... a następnie?
— Pomyśleć muszę... skombinować... i jutro albo pojutrze dam wam ostateczne polecenia.
— Wolnoż mi załączyć jedno pytanie? — zagadnął Trilby.
— Owszem... lecz nie przyrzekam na nie odpowiedzi.
— Sądząc z udzielonych szczegółów, wnoszę, iż chodzi tu o porwanie kogoś?...
— Odgadłeś...
— Mężczyzny, czy kobiety?
— Mężczyzny.
— Cóż z tym człowiekiem dalej się stanie?
Arnold spojrzał przenikliwie na mówiącego.
— To cię nie obchodzi... — rzekł szorstko. — Skoro spełnicie wasze zadanie, pozostanie wam odebrać przyobiecaną sumę i odejść.
— Na kupno jednak powozu wraz z koniem, oraz na inne drobne wydatki zaliczysz nam oddzielną kwotę pieniędzy — ozwał się Will Scott, wiadomo ci bowiem, iż nie posiadamy funduszów na takowe.
Desyignes, wyjąwszy z pugilaresu trzy bilety bankowe po tysiąc franków, podał je anglikowi.
— To powinno wystarczyć — rzekł.
— W zupełności... Powóz nie potrzebuje być nowym i koń może być starym zarówno.
— Bierz więc pieniądze i rozejdźmy się, nie mam czasu na stracenie.
Scott schował bilety bankowe do kieszeni.