— Leżą na mojem biurku, weź je i czytaj. Wszakże nie w dziennikach to, sądzę, szukać nam trzeba upewnienia, lecz raczej w ministeryum wojny.
— Masz słuszność, idę tam... Czekaj tu na mnie, moja nieobecność nie potrwa długo.
To mówiąc, Desvignes wziął kapelusz i wyszedł, a napotkawszy fiakra, wsiadł weń, jadąc do ministeryum, gdzie udał się do specyalnego biura objaśnień.
Dano mu tam następującą odpowiedź:
— Wiadomość ta jest prawdziwą, porucznik Emil Vandame zmarł na cholerę.
— Ależ on powinien już być w Tonkinie... — ozwał się Desvignes.
— Nowy rozkaz, wydany do armii, opóźnił odpłynięcie okrętu i porucznik zachorował w Tulonie.
— Nadesłano panom akt jego zejścia?
— Dotąd nie jeszcze, lecz wkrótce zapewne nadeślą. Nie zachowuj pan sobie w tym razie żadnej nadziei.
Arnold pośpieszył na ulicę Le Pelletier.
— I cóż? — zapytał Verrière, oczekujący aa jego powrót niecierpliwie.
— Cóż... sprawdza się... umarł!...
— Znów mniej o jednego spadkobiercę i to najbardziej dla nas niebezpiecznego!...
— Tak, los nam sprzyja, trzeba z tego korzystać. Powracaj dziś sam do Malnoue, mój wspólniku, mam interesa do załatwienia w Paryżu.
Desvignes w rzeczy samej potrzebował widzieć się z Will Scottem, Trilbym, Agostinim, miał wydać im polecenia, jakie wkrótce poznamy.
Wróciwszy z Malnoue, Verrière wczesnym porankiem nazajutrz zastał już swego wspólnika przy biurku, oczekującego na przybycie Jerzego de Nervey.
— Radbym sam przyjęć wizytę tej smutnej osobistości —
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1068
Ta strona została skorygowana.