Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1074

Ta strona została skorygowana.

— A! wiem już, wiem... Tę biedną kobietę przywieziono w mózgowej gorączce, z polecenia komisarza policyi. Nieszczęśliwa istota, którą rozbójnik jej mąż obrzucał tysiącami obelg. Ach! łotr, zasługujący na szubienicę, on to wtrącił w tę ciężką chorobę, z jakiej przy najwyższym trudzie zaledwie ją wydobyć zdołałem. Mam nadzieję, że żaden z was dwóch nie jest mężem Wiktoryny Loiseau?
— Jesteśmy jej krewnymi, panie doktorze — odrzekł Scott — sądzimy również, jak pan surowo Eugenjusza Loiseau, naszem pragnieniem jest złagodzić o ile można złe, jakiego stał się przyczyną.
— Odwiedzaliście tą biedną kobietę w szpitalu?
— Ja tylko, panie... oparł Béraud; znalazłem ją pognębioną moralnie... płacze, rozpacza... Szpital ją trwoży i przeraża.
— Niesłusznie, ponieważ nigdzie lepszych starań by nie znalazła. Jednako się tam pielęgnuje tak bogatych, jak i ubogich. Mimo to wszystko przesąd istnieje, i pańska krewna podlega mu jak widzę. Cóż na to poradzić?
— Zmienić sytuacje... rzekł Will Scott.
— Życzylibyście więc chorą, odebrać ze szpitala?
— Tak... gdyby stan jej zdrowia pozwolił na to, panie doktorze.
— Czy bylibyście wy w stanie udzielić jej starań, jakich wymaga długa rekonwalescencja?
— Owszem, panie doktorze, — ozwał się Béraut. środków pieniężnych nie brak nam ku temu. Wszystko, czego by zapragnęła, odmówionem jej nie zostanie.
— Nie mogę, powiedzieć, bym wyjście jej ze szpitala uważał za rzecz niemożebną, przeciwnie, sądzę iż możnaby skrócić czas rekonwalescencyj, lecz pod pewnemi warunkami — rzekł lekarz.
— Jakiemiż to panie doktorze?
— Przedewszystkiem wiejskie powietrze... życie w najgłębszym spokoju... wypoczynek tak fizyczny, jak i moralny.
— Będzie miała to wszystko, upewniam...