Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

— Tak. Będę tam przychodził codziennie około szóstej na obiad i wy tam przychodźcie... Nie okazujcie zdziwienia, jeżeli mnie nie poznacie. Będę musiał zmieniać się bezustannie. Ułożymy hasło dla wspólnego porozumiewania się, tak, aby ów znak niczyjej nie zwrócił uwagi.
— Jakiż znak?
— Zaczekajcie..
A po chwili zamyślenia zawołał:
— Mam go!
Tu wsunąwszy dwa palce w kieszonkę kamizelki, wyjął z niej medalik, kupiony od Misticota.
— Oto jest... — rzekł.
Scott i Trilby pochylili się, przyglądając.
— Zupełnie, jak nasze... — zawołali, wyjmując swe medaliki.
— Od kogo je dostaliście? — zapytał Arnold.
— Od chłopca, który je tu sprzedawał przed twojem przybyciem.
— Od tego, któregom spotkał zapewne... Wyrostek piętnastoletni napastował mnie w pobliżu; aby go się pozbyć, kupiłem tę oto drobnostkę, nie myśląc, iż ona na coś przydać mi się może, Tak, za pomocą tego oto medalika poznawać się wspólnie będziemy. Ilekroć razy przyjdę do restauracyi pod Czterema sierżantami, będę się starał kłaść go zawsze na widocznem miejscu. Zważajcie wówczas na me poruszenia. Gdybym potrzebował pomówić z wami w restauracyi, wyjdę natenczas, a wy po chwili wyjdźcie za mną.
— Dobrze... — rzekł Scott.
— Jeszcze jedno... — zaczął Desvignes. — Wszyscy trzej posiadamy takie medaliki, niech one więc staną się dla nas znakiem porozumienia. Gdybym potrzebował was powiadomić, iż na was oczekuję, przyślę wam ów medalik w kopercie, owinięty w kartkę białego papieru. Kartka będzie przypieczętowaną lakiem do koperty. Tym sposobem nikt nie odgadnie, co się w jej wnętrzu znajduje.