dzieścia pięć igieł za cztery sous, dwadzieścia pięć centymów. Tanie, nie do uwierzenia!
I rozłożył na stole swój drobny towar.
Piotr Béraud zbliżył się, zataczając.
— Jakto... i to wszystko za cztery sous? — zapytał, śmiejąc się głośno. — A ileż zarabiasz na tym towarze, mój stary?
— Jeden centym na takiej partyi.
— Jeden centym... ha! ha! — powtórzył gałganiarz — nie zbierzesz z pewnością nic z tego do kasy oszczędności.
— Trzeba się zadowolnić i suchym kawałkiem chleba, skoro nie można inaczej...
— Nie masz więc stałego zatrudnienia? — pytał dalej Béraud.
Tu wdowa Perrot przerwała:
— Dajże pokój temu biednemu człowiekowi. Wiesz dobrze przecie, jak trudno o jakieś stałe zajęcie w tym czasie. Każdy stara jak może, ażeby, żył. Mówiąc to, otworzyła paczkę z igłami i przypatrywać im się zaczęła.
— Czy nie poprzyłamywane wypadkiem? — pytał gestykulując Piotr Béraud. — Jeżeli dobrze kolą, kupiłbym tuzin do naprawiania starego mego odzienia.
I jednocześnie wyciągnął rękę, by ująć igłę z paczki, naśladując w tem praczkę, która próbowała ostrości końców na paznokciu.
Stary gałganiarz po wypiciu wódki zaledwie trzymał się na nogach.
Pochylając się ku swej siostrze, stracił równowagę, a pochwyciwszy się jej, aby nie upaść, wbił jej głęboko w palec jedną z tych igieł.
Na ostry ból, sprawiony pomienionem ukłuciem, wdowa krzyknęła.
— Ach! stare zwierzę!... — zawołała — ukłułeś mnie w rękę!
— Nie z mojej winy... — jąkał Béraud. — Drzwi niezaknięte... przeciąg powietrza popchnął mnie ku tobie.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1082
Ta strona została skorygowana.