— Praczka upuściła paczkę z igłami, jakie się rozsypały po podłodze sklepu, starając się wydobyć tę, która utkwiła w jej ręku.
Kropla krwi trysnęła.
— Idyoto... pijaku! — wołała, niosąc palec do ust i krew wysysając z rany.
— Lecz moje igły... moje igły... — powtarzał handlarz, schylając się nad podłogą dla ich zabrania.
— Pójdź precz, włóczęgo! — krzyknął Béraud. — Masz swoje dwadzieścia centymów, ja biorę te igły.
I rzucił na stół pieniądze.
Handlarz, zabrawszy je, wyszedł.
Z pod brzegów opuszczonego kapelusza wyzierała twarz jego mocno pobladła.
Przemknąwszy szybko ulicą Gareau, zniknął na rogu zaułka des Abbesses.
Wdowa Perrot przyklękła dla zebrania igieł, wkładając takowe w papierek.
— Jam za nie zapłacił... do mnie więc należą — rzekł Béraud, chwytając paczkę i chowając ją do kieszeni.
— Tobie zostawiam listowy papier, koperty i ołówek, sądzę, że to dość grzeczności z mej strony?
— Dobrze... dobrze! — odpowiedziała praczka — wypij resztę wódki z kieliszka i wychodź. Nie chcę, ażeby moje robotnice widziały cię w tak nietrzeźwym stanie.
— To znaczy, że wstydzisz się mnie, swojego brata... — wyjąknął Piotr łzawym głosem.
— Tak... wstydzę się, gdy jesteś pijanym, i tylekroć razy już prosiłam cię, ażebyś w podobnem usposobieniu nie wychodził z Willi Gałganiarzów. To hańbi cię... w twym wieku!
— No... no! nie gniewaj się, stara... Odchodzę już, odchodzę... Do widzenia!
I wyszedł ze sklepu, z trudnością umieściwszy pudło na ramionach, wlokąc się i zataczając, wzdłuż murów.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1083
Ta strona została skorygowana.