Około jedenastej wieczorem uczuła, iż straszny ból jakoby rozsadzał jej głowę. Maligna się rozwinęła, po której nastąpiło zupełne obezwładnienie, trwające kilka godzin.
Wyszedłszy z tej bezwładności, nieszczęśliwa uderzała rękoma w powietrze, chcąc wzywać pomocy, żaden dźwięk bowiem wyjść nie zdołał przez jej gardło, ściśnięte jak gdyby żelazną obręczą.
Dusiła się... chrapała. Straszne konwulsye wstrząsały jej ciałem.
Nagle oddychać przestała, członki jej zakrzepły. Wdowa Perrot umarła.
Zrana robotnice, przyszedłszy do pracy, znalazły sklep zamkniętym. Stukały, nikt im nie otwierał, wołały, nie otrzymując żadnej odpowiedzi.
Powiadomiona o tem odźwierna, pobiegła po komisarza policyi, który kazał otworzyć zamek ślusarzowi.
Przyzwany doktór oświadczył po zbadaniu, że praczka umarła widocznie wskutek ukąszenia jadowitej muchy i że należy przystąpić corychlej do pogrzebu z przyczyny szybkiego rozkładu ciała.
Komisarz sam udał się do prefektury dla wyjednania potrzebnych formalności i w kilka godzin później chowano zmarłą na cmentarzu Montmartre, nie zawiadomiwszy o jej zgonie żadnego z członków rodziny, ponieważ nie znano ich adresów.
Nazajutrz, wskutek otrzymanego zawiadomienia z prefektury, dzienniki paryskie rozpisywały się o tragicznej śmierci starej praczki z ulicy Gareau.
W tejże samej godzinie, gdy pogrzeb wdowy Perrot, za którym szło tylko kilka robotnic, wychodził z domostwa zmarłej, mężczyzna około lat czterdziestu mieć mogący, z krótko