— Nareszcie! — zawołał Paweł, a potem, zwracając się do towarzysza, zapytał:
— Gdzie będziesz na mnie oczekiwał?
— Na trotuarze... przechadzając się, zapalę sobie cygaro.
Paweł pobiegł do szpitala, a po krótkim egzaminie, jakiemu poddawani są wszyscy przybywający, zwrócił się na salę św. Klary.
Serce gwałtownie mu uderzało. Nie możemy upewnić, aby tegoż samego wzruszenia nie doświadczała i Wiktoryna.
Z chwilą, gdy doktór mówił jej o Pawle, gdy objawił jej jego szlachetne względem niej zamiary, nagłe orzeźwienie powstało w umyśle chorej kobiety, osłabionej osamotnieniem, cierpieniem i obawą śmierci na łożu szpitalnem.
Żona Eugeniusza Loiseau zapytywała siebie, czyli jej należało przyjąć wspaniałomyślną ofiarę Pawła Béraud, od czego wstrzymywał ją jakiś niewieści wstyd instynktowny.
Jakkolwiekbądź bowiem wstrętnym i nikczemnym okazał się Loiseau, był on jednakże wobec Boga i ludzi jej mężem.
Czy nie popełni ona występnego czynu, przyjmując pomoc ze strony Pawła, który wiedziała, że ją kocha i którego ludzie uważać mogli za jej kochanka?
Mimo to wszystko, odwiedzin jego oczekiwała z trwogą i niecierpliwością.
Czy on przyjdzie? Czy zachowuje też same względem niej zamiary? — nad tem przemyśliwała.
Wiktoryna czuła się znacznie zdrowszą, lubo mocno jeszcze była osłabioną.
Na jej żądanie, infirmerka dopomogła jej ubrać się w kostyum szpitalny, jedyne odzienie, jakie jej na teraz pozostało, ponieważ przypominają sobie czytelnicy, iż przyniesiono ją tu omdlałą, w jednej tylko koszuli.
Pierwszą osobistością, jaka się ukazała po otwarciu drzwi sali, był Paweł Béraud.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1092
Ta strona została skorygowana.