Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1096

Ta strona została skorygowana.

takiem przywiązaniem, iż po raz pierwszy w życiu pojmiesz, że jesteś kochaną... prawdziwie kochaną!... Znajdziesz we mnie brata... nie więcej, jak brata! Od ciebie samej zależeć będzie po długiej próbie wyrok, czyli mnie zechcesz szczęśliwym uczynić...
Wiktoryna milczała, pogrążona w rozmyślaniu. Po chwili, jak gdyby stoczywszy z sobą walkę wewnętrzną, szeszepnęła.
— A gdybym przyjęła twą propozycyę, przyrzeczesz-że nie wspomnieć mi nigdy o swojej miłości, bez udzielonego na to z mej strony zezwolenia?
— Nie wspomnę nigdy!
— Przysięgasz mi na to?
— Przysięgam! Będę oczekiwał, aż powiesz sama: „Pawle, ja kocham ciebie.“
— A zatem... — Tu przerwała powtórnie.
— A zatem... co? — zawołał żywo Béraud. — Przyjmujesz... nieprawdaż?
Jedyny ów wyraz został wymówiony głosem słabym, jak szmer wietrzyka.
Béraud pochwycił ręce młodej kobiety, a ściskając je w swoich, powtarzał zcicha:
— Ach! ileż mnie tem uszczęśliwiasz!

IX.

— Przybądź jutro do szpitala podczas wizyty doktora — odpowiedziała — i proś go, ażeby napisał dla mnie bilet wyjścia.
— Przybiegnę zanim on przyjdzie... — zawołał Paweł z radością.
— Wiesz jednak, iż ja tu nic nie mam przy sobie... Moje ubranie pozostało w mieszkaniu przy ulicy de Fleurus w owym dniu tak smutnym... tak strasznym...