Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1105

Ta strona została skorygowana.

Na chwilę Aniela wraz z siostrą Maryą znalazły się w salonie, z młodem dziewczęciem, towarzyszką lat dziecinnych panny Verrière. Arnold, spostrzegłszy z ogrodu grupę trzech kobiet, zbliżył się do Jerzego de Nervey, kaszlącego zapamiętale po wypaleniu cygara i szepnął mu zcicha:
— Otóż nadeszła właściwa chwila...
Jerzy poruszył głową twierdząco, a po ominięciu kaszlu, zbliżył się ku Anieli.
— Droga kuzynko... — rzekł — pozwól mi również powinszować sobie wiadomości, jaką nam wuj przed chwilą udzielił.
Dziewczę wyrazy jego przyjęło milczeniem, siedząc zasępione i smutne. De Nervey widział to doskonale, postanowiwszy jednak do końca wypełnić polecenie, mówił dalej:
— Poznałem od niedawnego czasu pana Desvignes, stosunki jednak z nim moje pozwalają mi wygłosić o tym człowieku najchlubniejsze zdanie. Jest to uczciwy, szlachetny młodzieniec, dżentlemen w całem znaczeniu! Zresztą wszyscy tak o nim sądzą i cieszę się szczerze, droga kuzynko, widząc, iż związek twój z nim wróży ci napewno wiele szczęścia w przyszłości.
— Dzięki za twe życzenia, kuzynie — odparła panna Verrière z lodowatą obojętnością. Co do przyszłości, tej nikt z nas nie zna i nikt wiedzieć nie może, co ona nam zachowuje...
— Na honor! masz słuszność w tym razie, kuzynko. Nikt przewidzieć nie może dziś, co go spotka nazajutrz. Cieszącym się nadzieją długiego życia może go zaledwie kilka godzin pozostaje. Marzymy Bóg wie o czem, unoszeni ambicyą, miłością. Biegniemy za szczęściem i chwałą, aż oto śmierć naraz przychodzi i przecina wszelkie nasze złudzenia. Codziennie się to zdarza i we wszystkich rodzinach zarówno. Mógłbym ci przytoczyć setki przykładów. Nasz biedny krewny naprzykład... któżby się był spodziewał?
Wyrazy te przeszyły jak ostrzem serce biednego dziewczęcia.