Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1109

Ta strona została przepisana.

Około dziewiątej wieczorem Scott odjechał, pozostawiając uszczęśliwionego Pawła i Wiktorynę, mniej już troszczącą się o dalszą swą przyszłość.
We dwa dni potem znów przybył ich odwiedzić. Rekonwalescencya młodej kobiety postępowała szybko. Sine linie wokoło oczów niknęły. Wychudłe jej policzki zwlna się wypełniały. Lekkie rumieńce zastąpiły bladość. Usta poczęły przybierać barwę purpurową.
Zwykła głęboka melancholia, ogarniająca młodą kobietę, ukazywała się już tylko czasami.
Odwiedziny Will Scotta krótko trwały. Celem ich było upewnienie się, czy przez te dni kilka Paweł nie opuścił wiejskiego ustronia i nie wrócił do Paryża. Przekonał się, iż on nie oddali się od Wiktoryny.
Béraud, posiadając obecnie do sześciuset franków, postanowił nie szukać dla siebie zajęcia, dopóki nie wyda trzeciej części pomienionych pieniędzy. Irlandczyk przeto osądził, iż nadeszła chwila stanowczego działania.
W domu przy ulicy Lobineau położenie Joanny Desourdy coraz cięższem się stawało. Kilka franków, otrzymanych za sprzedaż kolczyków Liny, wyczerpały się zupełnie i znowu chleba braknąć poczęło.
Joanna czuła, iż ją ogarnia obłąkanie. Zamęt jej umysł przejmował, halucynacye następowały jedne po drugich.
Jednocześnie gorączka pożerała jej dziecię. Oczy biednej Liny zapadały coraz bardziej, policzki jej coraz więcej wklęsłemi się stawały.
— Mamo... jam głodna... — szeptała od czasu do czasu osłabionym głosem.
Ów straszny wyraz: „Jam głodna!“ odbrzmiewał jak jęk żałobnego dzwonu w duszy matki nieszczęśliwej.
A nietylko chleba im brakowało, ale i światła także. Z chwilą, gdy mrok zapadał, trzeba było przepędzać całe godziny w głębokiej ciemności.