wni kobiecie, która opuściła męża, ażeby żyć z kochankiem.
Podpis był bardzo nieczytelnym.
— Ha! — zawołała Joanna — otóż dla niej nareszcie odmowa, upokorzenie, pogarda! Bóg za mnie mścić się poczyna! Lecz zkąd, od kogo pochodzi ten list? W jaki sposób znalazł się on tu, na moim stole? Kto go przyniósł? Ha! ten zapewne, który mi pośpieszył z pomocą. Najpewniej agent z jakiego dobroczynnego stowarzyszenia. Mając list do mnie, pomylił się i zostawił ten, który nie był do mnie adresowanym. Bóg chciał widocznie, by ta pomyłka nastąpiła. Należało mi odkryć występek tych dwojga nędzników, poznać ich schronienie, dla pomszczenia mej Liny. Ach! śpij w spokoju snem ostatnim ukochane dziecię, ty moje jedyne szczęście, jedyna miłości na ziemi, ty biedna, niewinna męczennico, spoczywaj w spokoju... Sprawiedliwość wymierzoną zostanie, przysięgam!
Ta nieszczęśliwa schowała list, adresowany do Wiktoryny wzięła banknot stufrankowy, a złożywszy pocałunek na czole zmarłej, zeszła do właścicielki mieszkań, zamknąwszy na klucz drzwi za sobą.
— Przebacz mi, pani, moje, zbyt szorstkie może, względem ciebie postąpienie... — wyrzekła, wchodząc — pojmujesz jednak mą rozpacz...
— Rozumiem to w zupełności i nie gniewam się bynajmniej — odparła gospodyni; — nie troszcz się pani o to, co mnie dotyczy, lecz pomyśl o pogrzebie biednej swej córki.
— Uczynię to i wkrótce przyniosę pani papiery, jakich potrzebujesz...
Tu odeszła, udając się do merostwa tegoż okręgu dla spisania aktu śmierci dziecka. Pogrzeb miał nastąpić nazajutrz, o czwartej godzinie, po wizycie lekarza i stwierdzeniu przezeń śmierci dziewczęcia.