Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1122

Ta strona została przepisana.
XIV.

— Ważną wiadomość... mnie? — zapytał zdumiony Loiseau.
— Tak.
— Cóż takiego?
— Posłuchaj. Mój kuzyn, do którego chodziłem, mieszka w Boissy-Saint-Léger. Przyszła mi myśl wybrać się do niego pieszo, spacerem. Wyszedłszy z Creteuil, szedłem nad brzegiem Marny i w drodze najniespodziewaniej odkryłem coś, co ciebie zbliska dotyczy...
— Mnie?
— Tak jest... na honor!
— Lecz cóż takiego?
— Wiadomo ci, że twój kuzyn, Paweł Béraud, nie jest wart wiele...
— Ba! nie mów wiele, ale raczej nic zupełnie, ten łotr! — wykrzyknął z uniesieniem Loiseau. — Dowiódł tego, wydzierając mi pieniądze w ciągu pięciu minut. W ten sposób nie postępuje się z przyjaciółmi, z krewnymi.
— W rzeczy samej... i ja się przekonałem, że on dyabelnie sobie zadrwił z ciebie — odrzekł, śmiejąc się, Will Scott. — Zgadnij, dlaczego on ci odebrał te pożyczone dwieście franków?
— Aby mi przykrość wyrządzić, bez grosza mnie pozostawić.
— Gorzej niż to... Jak dawno go nie widziałeś?
— Od chwili, gdym mu zapłacił. Wiem, iż tego samego dnia wyprowadził się z hotelu.
— Nie wiesz, gdzie mieszka, co się z nim dzieje?
— Posłuchaj mnie, Loiseau... Nie lubię mięszać się w obce sprawy, lecz tam, gdzie chodzi o prawdziwego przyjaciela, jakim ty dla mnie jesteś, skoro widzę, iż ktoś drwi sobie z życzliwego dla mnie człowieka, to mnie oburza, znieść tego nie