Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/113

Ta strona została skorygowana.

— Nie śmiem odmówić... ale to przykrość mi sprawia... To wstyd mi czyni...
— Odmowa twoja mocnoby mnie zmartwiła.
— Przyjmuję zatem — odrzekł Misticot, jakoby uderzony jakąś myślą ukrytą; — przyjmuję, lecz nie dla siebie, ale dla biedniejszych odemnie.
I zbliżywszy się do skarbonki, umieszczonej we wgłębieniu muru kaplicy, wsunął tam luidora, poczem wróciwszy do obu kobiet, dodał:
— Jesteś pani litościwą, masz serce szlachetne, dość spojrzeć na ciebie, aby odgadnąć, że o ile jesteś piękną, o tyle dobrą być musisz. Odmawiając przyjęcia jałmużny, nie czynię tego przez próżną dumę, ale dlatego, iż wsparcia nie potrzebuję. Pracą zarabiam na życie... Mimo to, wdzięcznym pani za ten dar jestem i będę prosił Boga, ażebyś była szczęśliwą.
Obie kuzynki, zdumione wygłoszonemi przez chłopca słowy, patrzyły nań ze zdziwieniem.
— Wierzę w to wszystko i idę drogą, jaką mi wskazał proboszcz z Montmartre, proboszcz, który mnie uczył, gdy byłem małem chłopięciem. Obecnie zajmuję się głownie sprzedażą medalików; wierzę w ten towar swój niezachwianie, będąc przekonanymi, że jeżeli przed chwilą uniknąłem śmierci, medalikom to moim zawdzięczam. Mam jeden z nich zawieszony na szyi, z którym nie rozłączam się nigdy. Pozwól mi więc, pani, ofiarować sobie podobny mojemu, dla przekonania mnie, iż nie gniewasz się za odmowę w przyjęciu luidora.
To mówiąc, chłopiec wydobył medalik z pudełka i podał go Anieli.
Dziewczę zawachało się w przyjęciu, spojrzawszy na Maryę.
— Och! błagam i proszę, nie odmawiaj pani — mówił ze wzruszeniem Misticot: — inaczej sądziłbym, że gardzisz moją ubogą ofiarą.
— Przyjmij, Anielo... — mówiła zakonnica z uśmiechem.
Panna Verrière wzięła medalik.