żarem którego trysnęły w górę wody Marny, bardzo głębokiej w tem miejscu, następnie nic... nic... prócz huku grzmotów, jęczących w oddaleniu.
W ogrodzie, po za płaczącemi wierzbami, stał, śledząc to wszystko, jakiś mężczyzna.
Był to Wiliam Scott.
Dosłyszał on krzyk i widział upadek w rzekę Joanny.
Szatański uśmiech wykrzywił mu usta, gdy zbliżywszy się do domku wiejskiego, patrzał wewnątrz przez drzwi uchylone, ukrywszy się w cieniu.
Loiseau pochwycił za włosy Pawła zranionego. Wsparłszy na jego czole otwór rewolweru, nacisnął kurek.
Głowa w oka mgnieniu roztrzaskaną została, a ciało runęło na podłogę, podczas gdy introligator, oszołomiony trunkiem i wściekłością, ryczał z przerażającym tryumfem:
— Ha! chciałeś mnie zdradzić, jak głupca... otóż głupiec pomścił się... Ha!... widzisz?!
Następnie pobiegł do Wiktoryny, leżącej bezwładnie, z twarzą zwróconą ku ziemi.
Brutalnym ruchem chwyciwszy ją za szyję, odwrócił.
Na środku czoła nieszczęśliwej ukazała się zakrwawiona rana, przez którą dostawszy się kula, wymierzona przez Joannę, dosięgnęła mózgu.
— Ha! widzę, że ktoś inny dokonał tego, co ja sam chciałem uczynić — wyszepnął, opuszczając ciało na podłogę. — A szkoda! Zresztą, skończone... Gdy szydzą ze mnie jak z błazna, zabijam! Niech śmieją się teraz!
I zwrócił się ku drzwiom, ale przejść przez nie nie zdołał.
Strzał, wybiegły z po za drzwi, w serce go uderzył i Loiseau padł nieżywy obok trupów Pawła i Wiktoryny. Zabił go Wiliam Scott, wykonawca szatańskich dzieł Arnolda Desvignes.
— Obfite wiadomości do jutrzejszych dzienników... — rzekł ów łotr z zadowoleniem. Sprawa o kobietę... Żona za-
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1131
Ta strona została skorygowana.