zdrosna... mąż pomszczony... i wreszcie zabity!... Sprawiedliwość uważać będzie to wszystko za rzecz bardzo naturalną. Otóż i czworo za jedną razą zniknęło... Pryncypał mój, do pioruna, będzie zadowolonym!
Nie zważając na deszcz padający ulewnie, irlandczyk opuścił spokojnie Domek pod Wierzbami, udając się drogą do Paryża.
Mimo, że willa, która stała się teatrem tego przerażającego dramatu, była zupełnie odosobnioną, rewolwerowe jednak wystrzały dosłyszanemi zostały przez sąsiednich mieszkańców, z których kilku wyszło na zewnątrz, nasłuchując, co się dzieje.
Ostatni strzał, wycelowany ręką Will Scotta, rozjaśnił czarne obłoki.
Zaciekawieni mieszkańcy zbliżyli się, tworząc jedną grupę, nad brzeg Marny, ponieważ wystrzały od tej strony dochodziły.
Spostrzeżono światło w oknach parterowych domku pod Wierzbami, a zobaczywszy furtkę w sztachetach otwartą, weszli razem do ogrodu, wkroczywszy przez uchylono drzwi w głąb domu.
Okrzyk zgrozy i przerażenia wybiegł z piersi obecnych na widok, jaki się ich oczom przedstawił.
Trzy ciała leżały na podłodze, brocząc w kałużach krwi.
Byłże czas jeszcze do niesienia pomocy tym nieszczęśliwym?
Pośpieszono ku nim, badając.
Niestety, wszyscy troje nie żyli.
Należało powiadomić o tym wypadku conajrychlej komisarza policyi i żandarmeryę, co też bezzwłocznie uczyniono.
W godzinę później komisarz wraz z brygadyerem żandarmów i dwoma ludźmi przybył do Domku pod Wierzbami dla spisania protokułu.