nej do sądu w pańskiem imieniu przez pana Robert z ulicy des Martyrs.
— A! zatem pan Robert pana tu do mnie przysyła?
— Nie, panie, przysyła mnie tu prefekt policyi.
— Należysz pan więc do policyi?
— Tak. Skarga, o którą chodzi, wniesioną została przeciw pewnemu wicehrabiemu de Nervey.
— Nikczemnikowi, który, chcąc wyzyskać dziesięć tysięcy franków od Roberta, sfałszował mój podpis. Tem więcej drażni mnie i martwi cała ta sprawa, żem tego nędznika uważał za swego przyjaciela i żem niejednokrotnie podawał mu rękę. Ha! rękę fałszerzowi... to obrzydłe!... Depesza, otrzymana przezemnie od Roberta w Turynie, powiadomiła mnie, że ów wicehrabia wyjechał z Paryża i że nie wiedzą, dokąd się udał. Odkryłeś pan może miejsce jego pobytu?
— Tak, panie.
— Gdzież więc on jest obecnie?
— Bardzo ztąd blisko, w Monte-Carlo — odparł irlandczyk.
— Może pan posiadasz wyrok na niego?
— Tak, właśnie...
— A więc przyaresztuj go!
— To niepodobna-...
— Dlaczego?
— Ponieważ Monte-Carlo znajduje się na terytoryum księstwa Monaco, co czyni mnie bezwładnym wobec wicehrabiego. Przyszedłem, aby się z panem porozumieć względem formalności pozostających do spełnienia.
— Jak wiele czasu mogą zająć te formalności?
— Mogą się one przeciągnąć bardzo długo. Zależeć to będzie od kaprysu księcia Monaco.
— Zażądajmy więc wydania sobie zbiega, a wtedy ja sam wymierzę sobie sprawiedliwość.
— W jaki pan to sposób uczynisz?
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1142
Ta strona została skorygowana.