Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1143

Ta strona została skorygowana.

— Pytasz mnie pan, do pioruna! Oto, traktując go jako fałszerza, a więc publicznem spoliczkowaniem. W ten sposób zostanie również zniesławionym, jak i procesem. To nie pozwoli mu już nigdy wracać do Francyi. Właśnie ja pragnę jego shańbienia i otrzymam to w zupełności. Jestżeś pan wszakże pewnym, że on przebywa w Monte-Carlo?
— Jaknajpewniejszym. Widziałem go memi własnemi oczyma, siedzącego przy stole rulety. Grywa co wieczór i zgarnia znaczne sumy pieniędzy.
— Masz pan przy sobie weksle, jakie sfałszował ów nędznik?
— Mam, panie.
— Chciej mi je pokazać.
— Oto są... — rzekł Scott, otwierając portfel i dobywając zeń weksle, wykupione od Agostiniego.
Haltmayer, wziąwszy je, spojrzał na zegarek.
— Zbyt późno jest — rzekł — bym się dziś wieczorem udał do Monte-Carlo. Zmuszony jestem dzień zwłoki udzielić temu fałszerzowi. W którym hotelu pan zamieszkujesz?
— Tu właśnie, w tym samym — odparł irlandczyk.
— A więc, skoro przysłano tu pana dla porozumienia się zemną, nie wyjeżdżaj, proszę, z Nicei, dopóki się nie dowiesz, co uczyniłem. Twoja obecność potrzebną mi tu być może.
— Jestem na pańskie rozkazy.
— Otóż umówmy się na jutro, na godzinę ósmą wieczorem, na stacyi Monte-Carlo.
— Dobrze, będę tam oczekiwał i zbliżę się do pana, ponieważ mógłbyś mnie nie poznać.
Na tem rozmowa się zakończyła.
Scott, pożegnawszy Haltmayera, udał się do swego pokoju, gdzie zmienił całkowicie swą powierzchowność. Gdy wyszedł z hotelu, udając się na stacyę, wyglądał na sześćdziesięcioletniego, dobrze zakonserwowanego starca.
Znalazłszy się tam, polecił, aby mu wskazano biuro komisarza bezpieczeństwa publicznego, gdzie ze zwykłem sobie