Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1149

Ta strona została skorygowana.

— Jakto... pan nie wiesz? a mówiłeś przed chwilą, że jest ci wszystko wiadomem, co się dzieje w Nicei?
— Tak, jest mi to wszystko wiadomem. Jeden z mych ludzi śledzi pana de Nervey. Postępuje za nim krok w krok, jak cień, i powiadomi mnie natychmiast depeszą, skoro pan de Nervey obierze sobie gdzie jaką stałą siedzibę. Ja z mojej strony bezzwłocznie państwa o tem uwiadomię. Lecz trzeba nam wszystkim uzbroić się w cierpliwość. Oczekujcie tu państwo odemnie na wiadomość.
— Dobrze, będziemy czekali.
— Powiadomienie to może nadejść lada chwila, nie wychodźcie więc, proszę, z hotelu.
— Zastosujemy się do pańskiego życzenia. Lecz racz nam pan powiedzieć, z kim mamy honor mówić?
— Jestem współziomkiem i — przyjacielem Agostiniego, powtarzam. Nazywam się Julio Morali. Gdybyście chcieli porozumieć się zemną, raczcie pozostawić słów parę w kawiarni pod Palmami. Tam będą wiedzieli, gdzie mnie odnaleźć.
Po tych słowach Scott, ukłoniwszy się, wyszedł z hotelu Włoskiego, a udawszy się do kawiarni pod Palmami, podszedł do kontuaru i pokazał siedzącej tamże kasyerce bilet inspektora policyi, powiedziawszy jej, że się nazywa Julio Morali i prosząc, gdyby przeniesiono list jaki, aby go przyjąć zechciała.
Dzień wydał się niezwykle długim dla Fryderyka i Melanii, którzy nie śmieli wyjść z pokoju, oczekując co chwila na przybycie wiadomości, która nie nadchodziła.
Nakoniec około szóstej zeszli na obiad do hotelu, powiadamiając służącego, iż jeżeliby coś dla nich nadeszło, tam znaleźć ich może.
Pozostawiwszy chwilowo tę godną siebie parę, idźmy za Wiliamem Scott, którego w osobie inspektora Morali odgadli zapewne czytelnicy, a który, stosując się do otrzymanych poleceń, starał się jaknajdłużej zatrzymać w hotelu dwoje spadkobierców Edmunda Béraud, nie dozwalając im przed upatrzoną chwilą połączyć się z de Nerveyem.