Dwaj nasi mężczyźni zbliżyli się nie bez trudu do stołu rulety, a przekonawszy się, że Jerzego de Nervey tam nie było, przeszli do drugiej sali, gdzie wokoło stołów tłum nie był mniejszy.
Poczwórny rzęd graczów stojących cisnął się wokoło tych, którzy siedzieli, stawiając za każdem pociągnięciem karty wielkie sumy pieniędzy.
Wicehrabia stanowił właśnie część tychże, lecz kapryśna fortuna tego wieczora nagle go odstąpiła. Używając specyalnego żargonu graczów, powiemy: „iż przegrywał wszystko, co mógł.“
William Scott spostrzegł go pierwszy i trącił ręką swego towarzysza, wskazując.
Na widok tego człowieka, którego niegdyś obdarzał przyjaźnią, a której tenże nadużył w sposób tak fatalny, Haltmayer zapłonął wściekłością i gniewem.
Zaczerwienił się, potem zbladł nagle i rozpychając tłum łokciami, stanął po za wicehrabią, który, nie przeczuwając jego obecności, grał zapamiętale, walcząc przeciwko złemu losowi.
— Jeżeli pan dalej w podobny sposób grać będziesz — rzekł do Nervey jakiś z obecnych, siedzący po lewej stronie, będziesz zmuszonym wkrótce stawić tyle, ile bank wynosi.
— Ba! — odrzekł Jerzy, usiłując się uśmiechnąć — gdyby zły los dalej mnie prześladował, zaryzykuję wszystko, com wczoraj wygrał... Nie wypróżni to jeszcze mego portfelu.
W chwili tej Haltmayer położył mu nagle rękę na ramieniu, wołając:
— Tak... bo gdyby twój pugilares został wypróżnionym, posiadasz wiadome środki do wypełnienia go, panie wicehrabio. Uciekniesz się do fałszerstwa, aby naprawić równowagę... wszak jest to twoim zwyczajem!
Jerzy, poznawszy głos mówiącego, podniósł się drżący, pobladły i stanął naprzeciw Haltmayera.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1156
Ta strona została skorygowana.