Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1157

Ta strona została przepisana.

Grę przerwano. Wszyscy patrzyli ze zdumieniem na wicehrabiego i osobistość, która w ten sposób się odezwała.
— Panie... wyjąknął Jerzy — panie...
Haltmayer skończyć mu nie dozwolił.
— Odnalazłszy gdziekolwiek złodzieja — mówił dalej — obowiązkiem każdego uczciwego człowieka jest go zdemaskować. Spełniam więc ten obowiązek... Ten nędznik — rzekł — wskazując ręką na Jerzego — ów łotr, który nosi powszechnie szanowane nazwisko i bruka je swoją infamią, ów, który się tytułuje wicehrabią de Nervey, jest gorszym od złodzieja, ponieważ jest fałszerzem, a fałszerstwo jest stokroć razy podlejszem i haniebniejszem od złodziejstwa! Sfałszował on mój podpis — dodał Haltmayer, dobywając z portfelu dwa znane nam weksle. — Oto są! Niechaj zaprzeczy, jeżeli będzie tyle zuchwałym... Milczy... widzicie, panowie! Precz ztąd, fałszerzu... precz! Wychodź natychmiast! — wołał z zaciekłością Haltmayer. — Nie będąc agentem policyi, aby cię przyaresztować, wypędzam cię ztąd!
Jerzy, który do obecnej chwili drżał obezwładniony, bliski omdlenia, pod chłostą słów ostatnich wpadł w szaloną wściekłość.
— Zdasz mi pan sprawę ze swych obelg... — zawołał — a teraz spoliczkuję cię!
Tu skoczył ku Haltmayerowi, ten jednak, wyciągnąwszy rękę, pochwycił za gardło de Nerveya, wołając:
— Sąd tylko mógłby ci wymierzyć sprawiedliwość. Zesłałby cię na galery i ześle cię tam, jeżeli nie skorzystasz z obecnej nauki; nie dla siebie, lecz dla nazwiska, jakie nosisz, wymierz sam sobie to, na coś zasłużył... odbierz sobie życie! Pomnij, że jeśli ci zbraknie ku temu odwagi, ja wszędzie ścigać cię będę. Będę chodził za tobą jak cień i gdziekolwiekbądźbyś się udał, będę krzyczał publicznie, jak teraz: Precz ztąd fałszerzu!... precz!
Tu, puściwszy go, Haltmayer wskazał mu drzwi.