Jerzy, chwiejący się, jak człowiek pijany, potykający się jak ślepy, zwrócił się ku drzwiom, pośród obelżywych okrzyków tłumu.
Z chwilą, gdy próg przestąpił, dał się słyszeć głuchy jęk.
— Wymierzona sprawiedliwość... nieprawdaż? — rzekł Haltmayer do Will Scotta.
— Tak — odparł tenże — on umarł!
— To mówiąc, irlandczyk zniknął wśród tłumu, poszeptując:
— No! tym razem mój pryncypał kontent ze mnie będzie. Znów jeden ze spadkobierców zgładzony! Mogę teraz zatelegrafować do Melanii Gauthier, że Jerzy de Nervey mieszka w Monte-Carlo, w hotelu Kontynentalnym, pod numerem drugim. Przybędzie ona wraz z Fryderykiem Bertin właśnie w samą porę dla stwierdzenia śmierci wicehrabiego, dozwalając przez ten czas działać Agostiniemu w Paryżu.
Tu wyszedł z kasyna, udając się na stacyę drogi żelaznej.
Zajęty wyłącznie zdarzeniem, jakie się odbywało przed jego oczyma, Will Scott nie dostrzegł dwóch osób, które od kilku minut wszedłszy na salę gry, były wraz z nim świadkami wynikłego skandalu.
Dwiema temi osobistościami były Fryderyk Bertin z Melanią Gauthier, którzy za przybyciem swem do Monte-Carlo, dowiedziawszy się w hotelu Kontynentalnym, iż wicehrabia de Nervey spędza całe wieczory przy stołach gry, udali się do kasyna i weszli tam w chwili, gdy Haltmayer pochwycił za ramię fałszerza.
Gdy Jerzy uciekł pobladły, w najwyższem pomieszaniu, Fryderyk szepnął zcicha Melanii: