Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1160

Ta strona została skorygowana.

— Ha! tożbyś dopiero głupstwo popełnił, kuzynie!
— Oddaj mi broń... oddaj mi rewolwer... — jąkał de Nervey — nie wzbraniaj...
— Co? abyś rozmiażdżył sobie głowę? Nie, na to nie pozwolę!
— Lecz wy nie wiecie... nie wiecie! Ja jestem zgubiony!
— Wiemy wszystko... Byliśmy tam... słyszeliśmy. Nic jednak jeszcze nie ma straconego!
— Haltmayer ścigać mnie będzie... Będzie mnie lżył bezustannie! Nie dozwoli mi się nigdzie ukazać... Zaprzysiągł!
— No... zobaczymy!
— A gdybym mu się nawet wymknął, nie ujdę przed sądem!
— Pomówimy o tem później... Obecnie zaś nie dozwolimy ci, abyś popełnił samobójstwo. Lękasz się Haltmayera, ja to rozumiem, wszakże wynaleźć będzie można środek na pozbycie się go.
— Jaki środek?
— Jesteśmy wszyscy śmiertelnymi... Wypadek nastąpić może... pojmujesz... wypadek, w którym zastawia się swą skórę... Znam pewną osobistość, która podejmie się chętnie sprowadzić podobny wypadek.
— Któż to taki?
— Pozwól mi zachować to w tajemnicy... Zobaczysz... Obecnie jaknajmniej słów bezpotrzebnych. Chodzi o ocalenie ciebie, abyś zaślubił Melanię, jakeś to jej przyrzekł... Ocalimy cię więc. Haltmayera się nie obawiaj, postaram się go zgładzić w potrzebie, a gdy on zniknie, zniknie dla ciebie i obawa sądu. Melania kocha cię, a ja, jako jej kuzyn, pragnę szczęścia dla niej. No! dalej... bez namysłu, czas nagli. Urządzą zapewne nad tobą nadzór, a gdy się przekonają, żeś sobie głowy nie rozsadził, skandal rozpocznie się nanowo, czego unikać należy. Musisz mieć wiele pieniędzy, ponieważ mówią, żeś wygrał znaczne sumy w ruletę.