Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1161

Ta strona została skorygowana.

— Przegrałem dzisiejszego wieczora — wyjąknął Jerzy — wszakże jeszcze coś mi pozostało.
— Ile?
— Trzysta sześćdziesiąt tysięcy franków.
— Gdzie one są?
— Tam... — odrzekł wicehrabia, wskazując w biurku szufladę.
— Daj klucz... — rzekł Bertin rozkazującym tonem.
Jerzy, obezwładniony, oprzeć się nie był w stanie. Klucz oddał.
Fryderyk, otworzywszy szufladę, dobył z niej skórzany woreczek.
— To tu? — zapytał.
— Tak.
— Biorę go... Ile jesteś dłużnym w hotelu?
— Sądzę, iż do ośmiuset franków...
— A zatem wystarczy to na zapłacenie — rzekł Fryderyk, dobywając z kieszeni bilet tysiącofrankowy i kładąc go na stole w widocznem miejscu. — Bierz okrycie, kapelusz i uciekajmy...
— Uciekać? — powtórzył Jerzy z oszołomieniem.
— Ma się rozumieć, do czarta! — zawołał Bertin. — Są inne jeszcze środki do wydobycia się z tego nad kulę rewolwerową. Nie znalazłszy cię tu, gdzieś pozostawił swe bagaże, będą sądzili, żeś rzucił się w morze. Haltmayer będzie przekonanym, żeś umarł, podczas gdy przemkniemy się do Anglii lub Ameryki, żyjąc tam spokojnie we troje. Ożenisz się z Melanią, a gdy wrócimy po latach kilkunastu, wszystko już pójdzie w zapomnienie. Jakże, czy złe są me plany?
— Doskonałe! — zawołała Melania. — Dalej, Jerzy, wdziewaj okrycie, kapelusz...
To mówiąc, zarzuciła mu na ramię okrycie i włożyła kapelusz.
— A teraz w drogę! — rzekł Bertin.