Jerzy pragnął ujść corychlej; Fryderyk z Melanią towarzyszyli mu w tej ucieczce, by podzielić się resztkami jego majątku.
Postanowili wyjechać z Francyi, aby uchronić się przed wyrokiem śmierci, wydanym na nich przez Arnolda Desvignes, którego plany tym sposobem runęłyby na zawsze.
Scott uderzył z wściekłością nogą o ziemię.
Co począć w takim zbiegu okoliczności?
Burza, oddawna zbierająca się na horyzoncie, nagle wybuchnęła.
Powstał gwałtowny wicher, łamiący wierzchołki drzew, podnoszący fale morza, głucho uderzającego o skały. Grzmot huczał bezustannie. Błyskawice oświetlały niebo.
Nadszedł pociąg z Nicei. Podróżni z wagonów wysiadać zaczęli. Inni wsiadali w ich miejsca.
Naczelnik stacyi, zatrzymawszy się przy zranionym latarniku, którego ciężką ranę doktór opatrywał, zapomniał chwilowo o swojej służbie. Jego pomocnik w powstałym haosie stracił przytomność.
— Wsiadać, panowie! — wołali konduktorzy — do wagonów.
Will Scott, postępując w pewnej odległości po za Melanią, Fryderykiem i Jerzym, dostrzegł, iż wsiedli do wagonu pierwszej klasy, oddzielonego tylko dwoma innemi wagonami od maszyny.
Ogniem dzikiego zadowolenia zabłysło jego spojrzenie.
Przypomniał sobie słowa rozmowy, prowadzonej z naczelnikiem stacyi przez jakiegoś podróżnego wtedy, gdy oczekiwał przy plancie na przyjazd Haltmayera.
Gdyby wyruszenie pociągu nie zostało zasygnalizowanem stacyi Roquebrun, zetknięcie się nastąpiłoby niechybnie, a ztąd nieuchronna katastrofa. Żaden z podróżnych nie wyszedłby żywym ze zmiażdżonych wagonów.
Irlandczyk wstecz cofnął się szybko.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1164
Ta strona została skorygowana.