Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1169

Ta strona została przepisana.
XXIII.

Tegoż samego dnia, przebrany za filantropa Cordier, Will Scott przybył do Willi Gałganiarzów.
Wiemy już, że dzięki kredytowi, jak; otworzył Piotrowi Béraud u właścicielki szynku w Saint-Ouen, tenże pił bezustannie.
Absynt i wódka, te dwie straszliwe trucizny, zaczęły przesycać jego muskuły i nerwy. Od pewnego czasu ów nieszczęśliwy wszedł już w ów peryod alkoholizmu, wiodącego nieodwołalnie do delirium tremens.
Codziennie, prawie miejscy strażnicy podnosili go, leżącego bezprzytomnie gdzieś w jakimś zaułku. Noce przepędzał w Schronieniach Miłosierdzia, zkąd nazajutrz, po usprawiedliwieniu się ubóstwem, puszczano go znć na wolność.
Pomimo całotygodniowej nieobecności w Paryżu, irlandczyk przewidywał, co się działo w Saint-Ouen.
Wszedł prosto do szynku „Pod koroną,“ a zwracając się do gospodyni, biorącej go za inspektora policyi, zapytał:
— No! i cóż tam nowego?
— Jest jedna wiadomość, lecz nader ważna...
— Jaka... nic nie wiem... Byłem na prowincyi przez tydzień. Wyjeżdżałem z Paryża.
— Piotr Béraud umarł.
— Co?... umarł... on? — zawołał Will Scott zdumiony.
— Umarł i już go pochowano. Wyniesiono go dziś na cmentarz d’Ivry. Pogrzeb był wspaniały. Towarzyszyli mu wszyscy z całego miasta gałganiarze. Dziwnie ten człowiek zakończył swe życie... Stał ot, przy bufecie, tu, gdzie pan stoisz teraz i palił fajkę, trzymając na plecach kosz od gałganów. Nagle wybuchnął mu z ust płomień niebieskawy i padł na miejscu. Przywołany lekarz znalazł zgon jego niezwykłym. Zdarza się to, mówią, gdy kto ma nazbyt przesiąknięte wnętrz-