Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1177

Ta strona została skorygowana.

— Nie ufasz mi? — zagadnął nagle.
— Nie to... bynajmniej... — odparł Scott zakłopotany — lecz...
— Nie ma tu miejsca żadne „lecz“ — przerwał mu Arnold. — Zrobiłeś zapytanie, chcę ci przeto na nie odpowiedzieć, a odpowiedź moja będzie treściwą i krótką.,.
— To miejsce schadzki obranem zostało przez Trilbego, który się uda z Malnoue wprost do parku Saint-Maur w ciągu godziny, tak, iż nie spostrzegą w zamku jego nieobecności. Do chwili swego odjazdu musi się strzedz spełnienia jakiej nieroztropności, a przez to zwrócenia na siebie uwagi, jaką dłuższa jego nieobecność ściągnąćby nań mogła.
Ów powód zdał się dostatecznie usprawiedliwiać ten wybór miejsca Scottowi.
— Będę punkt o dziesiątej w alei de l’Echo — odpowiedział.
— Ja pierwszy tam przybędę i otworzę wam drzwi obydwom.
— Dasz nam dziś w nocy pieniądze.
— Tak... i znaczną sumę dla tymczasowego zaspokojenia was...
Wyszedłszy od irlandczyka, Desvignes udał się na ulicę Tivoli.
Wszedłszy do swego mieszkania, zamknął się w gabinecie, a siadłszy przy biurku, nakreślił kopię listu, w którym kombinował uważnie każde słowo, a następnie, przepisawszy go na czysto, podarł ów brulion i spalił go nad świecą.
Wsunąwszy list w kopertę, zapieczętował takową, kładąc następujący adres:

„Panu naczelnikowi policyi paryskiej
w prefekturze.“

Po naklejeniu marki pocztowej list schował do portfelu. Następnie, wziąwszy rewolwer, pęk kluczów i różne papiery