we wgłębieniu ściany i przepatrzeć znajdujące się tam zawiniątka, aby odnaleźć pomienione papiery.
„Co zaś do trupa kupca dyamentów, każ pan rozkopać grunt w rodzaju jaskini, pozostały po starem wykopalisku w ogrodzie. Ciało jest tam schowane na metr głęboko i nakryte ziemią.
„Nie miałem żadnego wspólnika. Działałem sam, pewien otrzymania pomyślnego rezultatu. Zawiodłem się jednak. Zasiałem, lecz zebrać już nie mogę.
„Przybądź pan do parku Saint-Maur, przy alei de l’Echo, domu numer 1-szy. Znajdziesz mnie tam, lecz już z kulą rewolwerową w głowie.
„Racz przyjąć, panie naczelniku policyi, wyrazy wysokiego mego szacunku i poważania,
Naczelnik policyi wysłuchał tego listu ze wzrastającem wzruszeniem.
— Wiliam Scott! — zawołał, gdy sekretarz skończył czytanie treści, skreślonej dnia poprzedniego przez Arnolda Desvignes. — Wiliam Scott!... irlandczyk, zbiegły z więzienia w Londynie, o obecności którego zasygnalizowano do Paryża... Ów Wiliam Scott miałżeby być mordercą Edmunda Béraud i sam sobie wymierzyć sprawiedliwość? Jest-że to prawdą? Czy nie ukrywa się w tem jakaś wstrętna mistyfikacya?
— Łatwo nam się będzie upewnić... — odrzekł sekretarz.
— Tak... trzeba to uczynić bez straty czasu.
I wziąwszy ów list z podpisem „Wiliam Scott,“ naczelnik poszedł z nim do sędziego śledczego, któremu poruczonem zostało śledztwo zbrodni, spełnionej w hotelu Indyjskim, poczem obadwa udali się do prokuratora rzeczypospolitej.
We dwie godziny później obaj ci urzędnicy, w towarzystwie wielkiej liczby agentów, przybyli do parku Saint-Maur, przy alei de l’Echo i zatrzymali się przy furtce willi, oznaczonej numerem pierwszym.