Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1189

Ta strona została skorygowana.

— Pragniesz, ojcze, mojego dobra, o tem nie wątpię... — odpowiedziała zcicha Aniela. — Uprzedzam cię jednak, że mi przygotowywasz nieszczęście!
— Nadmiar wyobraźni!
— Vandame umarł... lecz ja nie zapomnę go nigdy!
— Jak ci się podoba... Nie jest to groźna rywalizacya dla twego męża. Nie zapominaj o nim, jeżeli zechcesz, lecz bądź posłuszną obok tego.
— A gdybym cię, ojcze, prosiła... błagała!...
Verrière wzruszył ramionami.
— Wiesz, że to nadaremne... — odpowiedział. — Nie nalegaj... nie stawiaj oporu. Zapowiedzi już wygłoszone. Pojutrze kontrakt ślubny podpiszemy, a za dni osiem zostaniesz już panią Desvignes,
— A gdybym odmówiła ślubnej przysięgi? — zawołało dziewczę gwałtownie czerpiąc siłę w rozpaczy.
— Masz tylko jeden sposób stawienia oporu, a jest nim: powiedzieć „nie“, zamiast „tak“, przed urzędnikiem stanu cywilnego. W tym razie zmusićbym cię nie mógł; z tej jednak okoliczności wyniknąłby dla ciebie skandal, a dla mnie ruina... Ha! więcej nawet może niż ruina!... Zastanów się nad tem, rozważ, me dziecię, a jestem pewien, że nie będziesz opierała się dłużej.
— Mam jedną prośbę do ciebie, mój ojcze... — rzekła po chwili milczenia Aniela.
— Cóż takiego?
— Chciej prosić pana Desvignes, aby tu przyszedł... Pragnę z nim pomówić.
— Dobrze... idę do niego — rzekł Verrière i wyszedł.
— Anielo! drogie, ukochane dziecię... — poczęła siostra Marya, biorąc zlodowaciałe ręce kuzynki i ściskając je w swoich. — Co począć? jesteśmy zwyciężone. Zdawało mi się, że będę w stanie coś zrobić dla ciebie, a nic, niestety, uczynić nie zdołałam.