Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1194

Ta strona została skorygowana.

— No! to już ostatnia stacya — zawołał, usiłując się uśmiechnąć. Zostaniesz obwołany posiadaczem pięćdziesięciu jeden milionów, jakie przypadną w połowie tobie, a w połowie twej córce, z którą jutro podpisze kontrakt ślubny, pod regułą wspólności majątkowej. Dobiegamy celu nareszcie... Dla czegóż się niepokoisz? Wszak dobrze o tem wiedziałeś, że będziesz wezwanym. Zamkniesz listę spadkobierców.
— Lękam się...
— Lecz czego?
— Sam nie wiem. Dziwna niewytłómaczona owłada mną trwoga...
— Ależ to szaleństwo! Idź śmiało... a nadewszystko staraj się być spokojnym.
— Będę się starał...
— Pamiętaj o tem nieodwołalnie.
O naznaczonej godzinie, Verrière zaopatrzony odebranym listem, stawił się w gabinecie sędziego śledczego.
Został natychmiast wprowadzonym, a pełne uprzejmości przyjęcie ze strony sędziego, wprędce go uspokoiło.
Desvignes miał słuszność, chodziło tu tylko o dopełnienie prostej formalności.
Sędzia śledczy chciał mu odczytać testament Edmunda Bèraut, powiadomić go o śmierci wszystkich współsukcesorów, przyznać zarówno bankierowi, jak jego córce, przypadający im prawnie spadek pięćdziesięciu milionów, oraz udzielić mu pozwolenie pochowania ciała Edmunda Bèraut, wystawionego w trupiarni.
Verrière po posłuchaniu wyszedłszy z pałacu Sprawiedliwości, odetchnął, czując, jak gdyby mu ciężar spadł z piersi, i bez straty czasu udał się na ulicę Le Peletier, gdzie Devignes oczekiwał na niego niecierpliwie i, wyznać trzeba, z niejaką obawą.
Jeden rzut oka na oblicze bankiera wystarczył, aby go uspokoić w tym względzie.
— No i cóż? — zapytał.